Raczej się odżywiam zdrowo, ale z racji zostania przymusową singielką postanowiłam, że będę odżywiała się jeszcze zdrowiej. Toteż pilnuję się w sklepie i nie kupuję chipsów (albo raczej staram się nie kupować), bo nie mam nikogo kto mi będzie truł, że są niezdrowe, a później z troski o moje zdrowie wpierdoli "większą połowę" paczki przed TV. Gotuję sobie zdrowe obiadki na 2 dni (3 dni nie dałabym rady jeść tego samego, więc pomaga mi mój wierny pies) i staram się nie żywić ciastkami...tzn. samymi ciastkami.
I tak się zastanawiam...Czy jeśli poszłam do sklepu, kupiłam warzywa, a nawet pietruszkę, której nie lubię. Zmiksowałam na piękną zupę krem brokułową, przemycając sobie pokłady siarki zdrowej na paznokcie i włosy oraz sulforafan (wyczytałam, że znajduje się w brokule i uchroni mnie przed rakiem prostaty:D), to czy gdy zaniosłam zupę do pracy (dodam, że w specjalnym, pięknym pojemniku na smaczne zupy za 24,99) i o godzinie obiadowej zrozumiałam, że zupa skisła, zapchałam nią zlew w firmie, a następnie głodna zjadłam B-smarta w KFC, to czy ja się zdrowo nie odżywiam?
Pytam, bo jak się uczę języka to tam mi liczą ile dni pod rząd ćwiczyłam i to mnie motywuje i tak z tym zdrowym jedzeniem chciałam i bum, dupa, chuj.
Dlaczego trafiło na KFC? I tak mnie męczy jakaś grypa i mdli mnie nawet jak zjem banana, nie czuję smaku, to co to mi była za różnica? No była...bo "siebie nie oszukasz", te dni muszę liczyć od nowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz